Podczas mojego kursu instruktorskiego w Indiach, na przedmiocie filozofia jogi padło pytanie, której właściwie jogi się tu uczymy. Mój nauczyciel odpowiedział, że joga jest jedna, a my możemy przekazywać dalej taką jaka będzie dobra dla nas i naszych uczniów.
Kiedy w 2016 roku wróciłam do Polski okazało się, że joga odbiegająca od tradycyjnego podejścia wcale nie jest dobrze odbierana. O czym przekonałam się na początku moich prób prowadzenia jogi po swojemu. Zdziwiło mnie też jak często w jogowym środowisku jest spór zarówno między nauczycielami jak i uczniami o to „czyja” joga jest lepsza.
Posty i artykuły nauczycieli mówiące, że jeśli ktoś potrzebuje do jogi muzyki to znaczy, że jej nie rozumie i nie jest na nią gotowy. A podbieranie samego słowa „joga” do nazywania metod takich jak Aerial Joga czy Acro Joga, to wręcz świętokradztwo. Środowisko, które mówi o akceptacji, równości, balansie okazało się zacietrzewione, a ego nauczyciela jogi i zachowywanie się jak guru, mnie od wielu nauczycieli szybko odrzuciło.
Wracając do historii współczesnej jogi, zupełnie nie widzę nakazu podtrzymywanie tradycji w 100%. Znani do dziś na całym świecie nauczyciele również byli rewolucjonistami w dziedzinie jogi i zmienili znane wtedy metody na takie, które w tamtym czasie uznali za najlepsze.
Dwie obecnie najpopularniejsze formy jogi to joga metodą B.K.S Iyengara oraz metoda Pattabiego Joisa, czyli Ashtanga joga.
Ciekawym faktem jest to, że twórcy zupełnie różnych, często przeciwstawnych sobie metod, byli uczniami tego samego nauczyciela – Krishnamaharay, o którym mówi się zdecydowanie mniej, a to on zapoczątkował to w jaki sposób nauczanie jogi ewoluowało na przestrzeni ostatniego wieku.
Krishnamaharay przyłożył większy nacisk na aspekt fizyczny jogi, połączył pozycje w sekwencje. Podczas pierwszych lat swojego nauczania w grupie miał głównie młodych chłopców. Chciał szybko rozwijać ich sprawność fizyczną i uczyć dyscypliny. Dlatego sekwencje były bardzo wymagające, a on dość surowy. Ale i jego podejście zmieniało się z biegiem lat, przez coraz większą ilością osób, które chciały się uczyć, o różnym stopniu sprawności, w różnym wieku. Pojawiła się nawet pierwsza uczennica. Kobieta.
Kiedy Iyengar trafił na zajęcia do Krishnamahary był chorowitym i mało elastycznym chłopcem. Ćwiczył bardzo dużo i widać było ogromne postępy. Wkrótce został nauczycielem. Najpierw grupy kobiecej, w której jego podeśjcie do jogi wzbudziło duży entuzjazm. Było łagodniejsze. Uporządkowane. Można było stosować modyfikacje pozycji i pomoce, które stosujemy do dziś w postaci klocków, paska, poduszek.
Pattabni Jois pozostał przy tej wymagającej fizycznie stronie jogi, ale pozmieniał i uporządkował sekwencje. Wprowadził swój system pracy, który opiera się na doskonaleniu całej sekwencji i stopniowym przechodzeniu do kolejnych, trudniejszych serii.
Do dziś to jedna z najbardziej znanych metod na świecie – Ashtanga joga.
Przy dokładnym zgłębieniu historii i poznaniu różnych tradycyjnych nurtów widać, że joga zawsze się zmieniała. Nauczyciele, którzy nie chcieli tylko powielać poprzednich schematów, ulepszali, modyfikowali tradycyjną metodę, aby była bardziej przystępna, dla większej grupy ludzi. Odpowiadała na nowe, inne potrzeby.
To wszystko działo się w pierwszej połowie XX wieku. Od tego czasu joga na dobre zagościła się na zachodzie. Ale przez te wszystkie lata ogromnie rozwinęła się nauka i technologia. Dając dużo większy wgląd w budowę człowieka na wszystkich płaszczyznach. Mamy nieporównywalnie większą wiedzę z zakresu anatomii, fizjologii, biomechaniki czy neurofizjologii. Rozwinęła się wiedza na temat zrównoważonego treningu, budowy mięśni, regeneracji, snu, odnowy biologicznej czy cyklu menstruacyjnego u kobiet.
Ilość książek, materiałów źródłowych, filmów naukowych, do których teraz mamy dostęp jako nauczyciele jest ogromna. I moim zdaniem powinniśmy z tego korzystać, zamiast upierać się, że tradycyjna praktyka jest najważniejsza, nieomylna i odpowiednia dla każdego.
Tak jak wolimy chodzić do stomatologa, który cały czas się szkoli, inwestuje w nowy sprzęt, a nie zatrzymał się w czasach gdzie chory ząb nadawał się tylko do wyrwania.
Tradycyjną jogą od zawsze się inspiruję i we wszystkich metodach widzę bardzo dużo dobrych rzeczy, żadnej mojej sekwencji nie byłoby gdyby nie ww. nauczyciele. Ale są rzeczy, które w tych praktykach mi nie odpowiadają, m.in.
- Brak rozgrzewki małych stawów, szczególnie nadgarstków. Zajęcia tradycyjnej Ashtangi zaczynają się od sekwencji powitania słońca, bardzo często o wczesnych godzinach porannych. Zastane po nocy ciało na dzień dobry dostaje pełny skłon z prostymi plecami, na prostych nogach, obciążanie nadgarstków w podporach i wygięcie kręgosłupa w pozycji kobry.
- Nadmierne, niefizjologiczne, bierne rozciąganie. Szczególnie bioder i kręgosłupa. Hindusi mają dużo bardziej rozciągnięte biodra, przez to, że spędzają bardzo dużo czasu w siadzie skrzyżnym, na podłodze. W dzisiejszych czasach, na zachodzie spędzamy czas głównie w pozycji siedzącej, na krześle. Biodra mamy ustawione w ciągłym, nienaturalnym zgięciu. Pozycja lotosu, szpagat czy zakładanie nóg za głowę może być dla nas nieosiągalne, bez względu na to jak bardzo będziemy się starać. A warto zadać sobie pytanie, czy na pewno jest nam to potrzebne.
- Surowość. Codzienna praktyka, bez dnia przerwy. Podczas warsztatów Ashtanga Jogi ze znaną nauczycielką z USA była dyskusja na temat dyscypliny. Nauczycielka opowiadała, że oczywiście praktykuje codziennie. Zapytałam co robi kiedy ma, np. bolesną miesiączkę. Odpowiedziała, że ćwiczy tylko pierwszą serię albo pół. (tylko?!) Uważam, że przy skurczach brzucha, osłabieniu, braku snu, chorobie zaserwowanie sobie tylko pierwszej serii to bardzo dużo. Osobiście nie widzę, żadnego sensu zmuszania ciała do asan – bo dyscyplina. Jeśli są siły tylko na termofor i książkę to lets do this. A jeśli bez praktyki jogi nie można się obejść to zawsze zostaje medytacja.
- Długie czasy w pozycjach. Komendy: teraz 3 minuty w świecy, albo 6 minut w staniu na głowie. Z pozycji powinno się wyjść, jak tylko poczujemy, że coś jest nie tak. A 6 minut w staniu na głowie? Znając delikatną budowę kręgów szyjnych, inną niż masywne kręgi lędźwiowe, które są przystosowane do noszenia całego naszego korpusu, mam duże wątpliwości czy nasze szyjki bardzo chcą bić rekordy czasowe, tylko dlatego, że ktoś nazwał tę pozycję królową asan.
- Za mało wzmacniania mięśni brzucha i mięśni grzbietu. To właśnie te mięśnie dają naszym plecom zdrowie i dzięki odpowiedniemu wzmocnieniu możemy się szykować do bardziej zaawansowanych pozycji. Tymczasem u osób, które wiele lat praktykują tylko metodą Iyengara można zaobserwować nadmierny przerost klatki piersiowej i za słaby w stosunku do tego brzuch. Czyli dużo rozciągania, otwierania klatki piersiowej, ekstremalnych wygięć, a mało wzmacniania mięśni głębokich.
- Powtarzalność sekwencji. Na jodze mamy komplet asan i ciało pracuje tylko w tych schematach. Nie wszystkie mięśnie są angażowane. Za mało pracują mięśnie pośladkowe, mięsień najszerszy grzbietu, mięśnie trójgłowe ramienia. Powielanie ciągle tego samego schematu, w tej samej kolejności jak w Ashtanga jodze, uczy ciało tylko takiej pracy. Nie daje miejsca na wyjście poza schemat, na dołożenie ćwiczeń angażujących inne mięśnie lub angażujących te same mięśnie, ale w inny sposób. Brak w tym funkcjonalności i tego, że na co dzień nie ruszamy się zawsze tak samo, a czasami się potkniemy i ciało musi zareagować wychodząc poza schemat.
Próbując to podsumować, zachęcam Was do znalezienia takiej jogi po której będzie się czuć dobrze, ale będziecie też widzieć progres. Przy regularnej praktyce powinniśmy widzieć, że ciało zmienia się wizualnie, mięśnie są bardziej zarysowane, dochodzą nowe umiejętności. Nauczyciela powinniśmy lubić, a nie bać się czy jesteśmy wystarczająco dobrze i wystarczająco długo w pozycji. Kwestionować, pytać, dawać feedback, nie tylko dobry. Odchodzić w inne miejsce lub zrobić sobie przerwę, jeśli przyjdzie taka potrzeba. Pamiętać, że jak w każdej innej branży są fachowcy i fachowcy, a nauczyciel nie zawsze ma rację i też powinien się cały czas szkolić.
To już nie czasy, w których potrzebujemy guru.
A fanatyzm, w każdej postaci jest niebezpieczny.
„Nie człowiek ma się dostosować do jogi, lecz jogę należy przystosować do potrzeb każdego człowieka”.
Sri Tirumalai Krishnamacharya
#findyourbalance